Mają nam zapewnić powodzenie w pracy, zdrowiu czy miłości. Czy wiemy jednak czym są amulety?
Ich historia jest niemal tak długa, jak historia człowieka. Już 50 tys. lat temu nasi przodkowie nosili na szyi barwione muszle; w epoce brązu powodzenie przynosić miały figurki przedstawiające opiekuńcze bóstwa. Egipcjanie mieli już cały zestaw ochronnych symboli na każdą okazję – skarabeusz zapewniał korzystne ponowne narodziny, figurka kota pilnowała domowego ogniska, oko Horusa chroniło od uroków. Niektórzy wierzą też, że Krzyż Ankh i pierścień Atlantów przywędrowały nad Nil wraz z pierwszymi Egipskimi kapłanami po zagładzie Atlantydy. Trudno to potwierdzić, ale symbole te są popularne do dziś, co pokazuje że do ochronnych amuletów przywiązujemy nie mniejszą wagę, niż nasi starożytni przodkowie.
Siła od morsa, bogactwo od karpia
Wiara w talizmany – z greki „przedmioty poświęcone”- jest w dzisiejszym świecie powszechna, choć pod różnymi szerokościami geograficznymi amulety przybierają różne postaci. Dla przykładu: Eskimosom siłę zapewniają wąsy morsa, Chińczyków chroni wizerunek smoka lub znak Jing Jang a Senegalczycy zawsze mają w kieszeni chroniącą ich „fasolkę szczęścia”. Choć naszyjnik z foczych wąsów nie brzmi najlepiej, my też mamy swoje niecodzienne przesądy; bo jak inaczej nazwać trzymanie w portfelu łuski karpia? Mająca przynosić bogactwo tradycja tak bardzo zadomowiła się w naszej kulturze, że nie pamiętamy już, skąd się wzięła. Źródła podają, że z XIII, gdy świeżo sprowadzona do polski ryba była rarytasem na tyle, że zajadano się nią tylko raz w roku, a pamiątkę po tej uczcie trzymano „do następnego razu”. Na temat innego polskiego amuletu – kominiarskiego guzika – również krąży wiele legend. Najprostsza mówi, że gdy we wsi pojawiał się kominiarz, ten kto pierwszy zaciągnął go (za guzik…) do domu miał szczęście bo… kominiarz był jeszcze czysty i nie zabrudził sadzą całego domu.
Odwrócić diabłu rogi
Niektóre wierzenia z lokalnych zmieniły się w ogólnie obowiązującej. Nie ma dziś już chyba nikogo, kto nie słyszałby o właściwościach czterolistnej koniczynki czy podkowy. Moc pierwszej wynika z jej rzadkości; występuje tylko raz na 10 tys. przypadków, dlatego nie dziwne, że znalazca uważany jest za szczęściarza. Podkowa zawieszona nad drzwiami ma natomiast odstraszać diabelskie siły, przypominając kształtem odwrócone diabelskie rogi. Również liczba gwoździ, jakimi przybija się amulet ma być znacząca – największą ochronę zapewnia podkowa z siedmioma otworami, bo liczba 7 symbolizuje od wieków doskonałość i opiekę. Ostatnio w sklepach zadomowił się też hinduski słoń z podniesioną trąbą, ustawiany w domu w kierunku wschodzącego słońca, by witał nadchodzący dzień i „zbierał” pozytywną energię. Z mody wychodzą natomiast amulety pochodzenia zwierzęcego – w dobie wszędobylskiej ekologii trudno wyobrazić sobie farmę królików czy tygrysów zabijanych dla szczęśliwej łapki. Jeszcze inne symbole wraz ze wzrostem popularności zupełnie zmieniły znaczenie.
Słońce, pełnia, powodzenie…
Magiczne, obdarzone mocą znaki często wywołują emocje. Rzadko jednak takie, jak w przypadku swastyki. Dziś mało kto wierzy, że znana była już tysiące lat temu w Troi, Indiach czy Chinach, a w sanskrycie znaczy dosłownie „przynosząca szczęście”. W Azji do dziś jest buddyjskim symbolem słońca, pełni i powodzenia, co dziwi europejczyków przyzwyczajonych do kojarzenia znaku z nazistami. Podobny los spotkał pentagram. W starożytności uważany był za znak ochronny, symbol bogini Izydy a przez pierwszych chrześcijan łączony z z pięcioma ranami Chrystusa; dziś kojarzy się głównie z diabłem i złymi siłami. W XVI wieku ustalono, że symbolem szatana jest pentagram odwrócony dwoma ramionami do góry (przypominający kształtem głowę kozła), a pentagram Biały (z jednym wierzchołkiem u góry) to znak boskiej harmonii we wszechświecie. Mimo to w obu przypadkach trudno pozbyć się negatywnych konotacji.
Wiara w ochronne znaki czy przedmioty jest stara jak ludzkość. Mimo to w nowoczesnym świecie zdarza nam się nie dowierzać magii zawartej w amuletach. Podobne wątpliwości miał Einstein, który jednak spytany o podkowę wiszącą nad drzwiami jego pracowni miał odpowiedzieć:
„ Słyszałem, że pomaga nawet tym, którzy w nią nie wierzą”.
A na pewno nie szkodzi.