Szamanizm naszych czasów – z lukrem czy na ostro?

Szamanizm przeżywa ostatnio swój renesans. Była moda na anioły, teraz przyszedł czas na powrót do natury. Słowo „wiedźma” znowu nie jest modne i mile widziane, za to szamanka czy szaman jakoś tak ładniej brzmi. I pewnie, że ładniej, tylko czy naprawdę z szamanizmem ma to coś wspólnego, to już inna sprawa.
szaman syberyjski
szaman syberyjski
Czym jest szamanizm wydawałoby się, że każdy wie. Tymczasem niewiele osób naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, czym jest i jak wygląda w praktyce. Dla wielu, nawet z tak zwanej ezo branży, szaman to już nawet nie ktoś w skórach i z bębenkiem, ale każdy, kto ma karty, wahadełka, własny salon uzdrawiania jakiegoś tam, poprowadził kilka warsztatów na łonie natury i wie, co to zwierzę mocy. A szaman powołany? Inicjowany? To zapewne ćpun, który szuka pretekstu do najarania się zielskiem.
Jak grzyby po deszczu mnożą się, więc warsztaty i spotkania szamańskie, szamańskie medytacje, szamańskie uzdrawiania, a nawet szamańskie przesłania, co dla mnie wygląda jak jakiś pseudo indiański channelling.
W książkach o tzw. rozwoju duchowym, ociekającym lukrem mamy szamańskie podróże, do których wystarczą nam karty z obrazkami zwierzaczków z indiańskimi motywami w tle. A sam szamanizm to świetna droga rozwoju duchowego. I nie trzeba ćpać by wiedzieć jak ten świat jest zbudowany. A wszystko to z szamanizmem wspólną ma jedynie nazwę. Pół biedy, jeśli są to warsztaty i spotkania spod znaku neoszamanizmu, gdzie wyraźnie zaznacza się, że jest to wykorzystanie niektórych technik szamańskich, często zresztą zapożyczonych z różnych kultur i tradycji. Częściej jest to jednak udowadnianie na siłę, że dziś już każdy może być szamanem i nie potrzebuje nawet bębna, a już tym bardziej narkotyków. A na pytanie jak podróżuje się do dolnego czy innego świata, otrzymuje się wykład na temat Jaźni, Wyższego Ja i Absolutu w roli stwórcy. No cóż, wszak wszyscy jesteśmy Jednością, więc czemu by nie szamańską?
Tymczasem szamani, ci prawdziwi, inicjowani wciąż żyją wśród nas, pracują i jak przed wiekami i od wieków wykonują swe powołanie. Najlepiej jak umiejąc służąc swemu plemieniu, swemu ludowi. Ci, wciąż żyjący w społecznościach plemiennych i ci, żyjący w miastach. Znający rytm Ziemi, widzący duchy przodków, duchy natury. Umiejący poruszać się po różnych płaszczyznach i światach, które potrafią zobaczyć i nazwać, a nawet stworzyć ich mapy (polecam tutaj książkę Eugeniusza Fajdysza „Kosmos Mistyczny”). To ludzie obdarzeni niezwykła charyzmą, wiedza i wyczuciem. A także siłą i wytrzymałością. Dla nich ważne jest dobro plemienia, pomoc innym, pomoc Ziemi, z którą jak mało, kto mają kontakt. Nie tracą czasu na „bicie piany” w stylu: Pomedytujmy nad dobrem naszej planety. Oni po prostu działają na jej rzecz i na rzecz ludu, któremu służą, radzą, leczą, uczą, otaczają opieką.
Dla nich zwierzę mocy, to opiekun, przewodnik i towarzysz, istota namacalna, duchowa, a nie obrazek na karcie, czy podświadomość i jakiś archetyp. Ich praca bywa wyczerpująca i męcząca, a podróż szamańska nie jest relaksacją przy indiańskiej muzyce.
Każdy wybiera wżyciu jakieś drogi, każdy ma jakiś cel tej podróży. Dobrze by jednak było, żeby nazywać rzeczy po imieniu, takimi, jakimi są, a nie uzurpować sobie prawo do bycia kimś, kim się nie jest. Niech wiec szamani będą szamanami, a wiedźmy wiedźmami, wróżki wróżkami, a uzdrowiciele i oświeceni nowej ery, dziećmi nowej ery. Gdy korzystamy z technik czy wierzeń lub wiedzy jakiejś kultury, religii czy zespołu tradycji, zaznaczmy to, a nie przyjmujmy i co gorsza modyfikujmy po swojemu coś, co d nas nie należy. Jeśli już ktoś decyduje się na sięgnięcie po coś z elementami innej kultury, niech zada sobie odrobinę trudu by poznać coś więcej o tej kulturze niż piszą na forach internetowych. Bo nie dość, ze niesie w świat często bzdurne informacje, to jeszcze samemu może się ośmieszyć. Ot dla przykładu taki horoskop Indiański, czy karty zwierząt mocy, dla wielu osób będący pewnikiem, że to Indianie nam dali. Owszem, tyle, że plemion indiańskich jest sporo, a każde nieco inaczej traktowało pewne rzeczy, więc nie ma, co generalizować.
Zanim, więc zacznie się siebie określać mianem szamana czy szamanki, dobrze poczytać o tym, czym jest szamanizm i jak wygląda szamańska droga. Bo nie jest to na pewno lukrowane ciastko z kolorowa posypką, jak to wygląda w wykonaniu niektórych, lecz bardzo trudna i niejednokrotnie bolesna droga. Nie ma, co wywoływać wilka z lasu, bo kto wie, czy duchy nie zechcą spojrzeć na takiego szamana z nazwy i przerobić go na szamana z powołaniem, bo wtedy nie ma już odwrotu. A szamańska inicjacja to już nie zabawa w Indian w szałasie potów, ani nawet rytuał śmierci wojownika dla twardzieli.
Zostawmy więc szamanom co szamańskie a sami pokłońmy się czasem duchom natury, bo uprzejmości nigdy dość.

autor: Agnieszka „Szepcząca” Cupak

źródło: www.ezodar.blogspot.com

Podobne artykuły:

1 thought on “Szamanizm naszych czasów – z lukrem czy na ostro?

  1. A jak się ma rzecz z osobami, które tylko w lesie się regenerują(swoje myśli i ciało) w innych częściach natury również ale las jest dla mnie ostoją wszystkiego. Dlaczego tak często moje myśli czy te złe czy dobre się spełniają tak jak mówiła mi intuicja, dlaczego tak często jestem w sytuacjach, w których już byłem? Czy to wszystko ma jakieś powiązania?

Leave a Comment